Pixel Heart: Czy od początku ciąży myślałaś o porodzie domowym?
Gosia: O porodzie domowym myślałam od zawsze, jednak żyjemy w świecie zmedykalizowanym i bałam się dopuścić tę myśl do głosu. Jednak będąc w ostatniej ciąży, myśl o możliwości urodzenia w swoim łóżku, na swoich zasadach tak mocno się mnie uczepiła, że nie było wyjścia, musiałam zagłębić się w temat. Pytałam, czytałam i okazało się, że tak wiele kobiet podziela moje poglądy, a każda ma do zaoferowania swoje doświadczenia i pomoc. Tak więc decyzja o porodzie domowym nie zapadła od razu, a wzrastała wraz z moim dzieckiem. To była najlepsza decyzja w moim życiu.
PH: Opowiedz o Twoich odczuciach dotyczących sesji jeszcze przed porodem. Czy decyzja o zaproszeniu fotografa była trudna?
G: Przygotowując się do porodu oglądałam wiele sesji z porodów domowych. Były przepiękne – niepozowane, nie wyidealizowane, nie poprawiane… prawdziwe. Nie myślałam wtedy o tym, że przecież też mogłabym mieć swoją pamiątkę. Pierwsza rozmowa z Olą i już wiedziałam, że jeżeli dostanę zielone światło na poród w domu, to będzie mi w tym towarzyszyła. Decyzja jednak nie była łatwa – intymna sytuacja i ktoś obcy. W czasie porodu obnaża się nie tylko swoje ciało, ale i duszę…jak to odbierze ktoś z zewnątrz? To były moje największe obawy.
PH: Jak odczuwałaś obecność fotografa w trakcie porodu?
G: Moje wcześniejsze obawy dotyczące obecności fotografa w trakcie porodu były zupełnie bezzasadne. Ola to osoba niebywale dyskretna i ciepła. Czułam się jakbym rodziła z przyjaciółką, albo siostrą, a nie fotografem. Wbrew pozorom, nie czułam obecności aparatu. Nawet mój mąż się totalnie odprężył przy Oli. Być może inaczej sprawy by się miały, gdybym wcześniej nie poznała Oli, gdybym z nią nie rozmawiała, nie znała jej podejścia do fotografii, do drugiego człowieka. W mojej opinii, zaproszenie fotografa do porodu rodzinnego, to jak wpuszczenie go do swojego życia. Musimy mieć pewność, że jest między nami chemia, wspólny język.
PH: Czy podzielisz się wrażeniami Bartka, Twojego męża?
G: Mój mąż długo nie wiedział o tym, że zaprosiłam fotografa. Właściwie to dowiedział się w ostatniej chwili :) Jednak żadne z nas nie żałuje tej decyzji. Bartek sam mówi, że dzięki Oli mógł się oderwać na chwilę, z kimś porozmawiać, pożartować – odprężyć się. Ola była dla niego taką odskocznią. Jego reakcja na fotografa była bardzo pozytywna – Olę poznał wcześniej, przy okazji sesji rodzinnej. Bardzo dobrze im się rozmawiało, swobodnie. Właściwie nie zauważył kiedy robiła zdjęcia.
PH: Na koniec powiedz kilka słów o tym, co myślisz o efektach sesji.
G: Zdjęcia mnie zaskoczyły. Widziałam na nich dokładnie te same obrazy, które wyryły się w mojej głowie. Patrząc na sesję, w kółko odtwarzam cały poród krok po kroku. Nie mogę uwierzyć w to, że wszystkie zdjęcia są delikatne, subtelne, prawdziwe, pokazują nasze emocje. Nigdy nie będę żałowała, że Ola ze mną była, że uwieczniła radość moich dzieci z poznania siostry, że razem oglądałyśmy Bridget Jones między skurczami, że razem ze mną płakała. Od tamtej chwili stała się częścią naszej rodziny.